Dzis wycieczka do filharmonii. Z klasa. I znowu bede musiala znosic widok mojego Najlepszego Kumpla, ktory nawet mi nie powie "czesc" w szkole, chociaz gadamy bez przerwy na GG i SMSujemy, ktory bedzie flirtowal z Dziwka albo smial sie z Suchym, a ja bede isc z tylu, smiejac sie z Najlepsza Kumpelka, wygladajac na szczesliwa, a w glebi duszy serce bedzie mnie bolalo.
Najlepszy Kumpel napisal mi kiedys na GG: "w szkole wygladasz na szczesliwa". Ot, i wlasnie. WYGLADAM. To tylko takie przebranie, zeby nikt nie poznal. Bo jesli ktos poznaje, ze Najlepsza Kumpelka jest nieszczesliwa, to zamiast jej pomoc, oddala sie, zeby nie miec klopotu, zeby nie musial jej pocieszac. W szkole caly czas jestem wesola, a jedyna manifestacja mojego smutku wewnatrz jest to, ze ubieram sie na czarno i nosze na szyi lancuszki z krzyzykami- egipskim Anch, znakiem zycia (przywiozlam z Egiptu), albo takim srebrnym, duzym krzyzem, ktorego ramiona sa takiej samej dlugosci. Poza tym, zaczelam zbierac sztylety. Mam juz 2- jeden, ktory przywiozlam z Turcji, zakrzywiony, w zlotej, zdobionej pochwie- kindżal, a drugi przywiozla mi z Madrytu Moja Mama- z falowanym ostrzem, egipskimi motywami. Czasem je ogladam. Moze kiedys sie przydadza...
Mam nadzieje, ze snieg nie przestanie padac, bo zakrywa wszystkie brudy tego swiata. I nic nie widac. Oprocz krwi na snieznej pokrywie.